Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Winyl. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Winyl. Pokaż wszystkie posty

sobota, 13 listopada 2010

Trzy płyty instrumentalne

Ostatnio w polskiej „muzyce miejskiej” (a zwłaszcza w jej instrumentalnej odmianie) sporo się dzieje. 

Niedawno swoją premierę miała debiutancka płyta Teielte. Jego album „Homeworkz” został niezwykle ciepło przyjęty. Ciężko porównać pana Teielte do kogokolwiek na polskiej scenie, bo muzyka która tworzy nie jest ani „skalpelowa” ani „noonowa”. Jest inna choć opiera się na podobnych zasadach. Sam (choć kilkukrotnie przesłuchałem album) nie potrafię ogarnąć „Homeworkz” całościowo. Za każdym razem ta płyta mnie czymś zaskakuje a miszmasz przeplatających się dźwięków jest imponujący. W pierwszej chwili odniosłem wrażenie, że sample są przypadkowo rozmieszczone; że panuje chaos i ogólny nieład. Fakt. Panuje tutaj nieład, ale w jakiś magiczny sposób logicznie uporządkowany, i to jest chyba powodem sukcesu „Homeworkz”. Polecam, jeżeli lubisz odrobinę szaleństwa i cenisz „artystyczny nieład”.

wtorek, 13 lipca 2010

Tak to słyszę #5 [Magierski & Tymon ft. Mały 72 - Oddycham smogiem]

Już dość długo czaję się na napisanie o tym albumie, albumie dość krótkim aczkolwiek spójnym. Mowa o „Oddycham smogiem” którego ojcami są pan Magierski oraz pan Tymon, którzy byli dodatkowo wspomagani przez pana o ksywie „Mały 72”. Płyta wyszła nakładem Asfalt Records w roku 2008 w wersji CD oraz analogowej.

Za warstwę muzyczną odpowiada Magierski, który pod pseudonimem „Magiera”, wspólnie z „Laską” wydał dobrze znaną wszystkim fanom dobrego rapu trylogię „Kodex”. Magierski na „Oddycham smogiem” eksperymentuje, nie są to typowe hip-hopowe bity, do których Wrocławki producent zdążył nas przyzwyczaić. Wrocławianin zdaje się być na albumie głównym bohaterem (być może dlatego też płyta jest sygnowana jako Magierski/Tymon, nie odwrotnie), muzyka wykracza daleko poza rapową stylistykę, pełno tutaj żywych instrumentów, a same bity oscylują gdzieś między downtempem, jazzem a chillout’em, wspomaganym często dość mocnymi i – co ważne – opartymi na niebanalnych podziałach rytmicznych bębnami. Ponoć muzyka jaką zaprezentował nam Magierski to – jak mówił on sam – podkłady, które długo leżały gdzieś na dnie jego „szuflady”. Strach pomyśleć co w takim razie skrywa jeszcze ta jego „szuflada”. Mamy tutaj dużo motywów samplowanych wspartych żywymi brzmieniami w które ze smakiem i gracją wpleciona została przyjemnie brzmiąca elektronika.

Tymon jest głosem opisywanego tytułu. Znany wcześniej jako „Śwntuch”, na OS pokazuje się z zupełnie innej strony. Już na poprzednim albumie („Zmysłów 5”) pokazał nam, że jest świetnym tekściarzem i bujne metafory nie są mu obce. W porównaniu z poprzednią płytą „Oddycham smogiem” jest o wiele „cięższym” tworem, Tymon lirycznie zaliczył duży progres, jest tekściarzem dojrzalszym a jego linijki są o wiele bardziej przemyślane. Raper ma zadanie tym trudniejsze, że nie wymawia litery „r”, toteż sprytnie ją omija i na całej płycie nie pada ani razu słowo zawierające właśnie „err”! Imponujące prawda? Świadczy o kunszcie artysty. Raper porusza różne tematy, potrafi sprawy codzienne opisać w sposób oryginalny, uniwersalny i wielowymiarowy. I tak „Biuro” to numer traktujący o zagubieniu, potrzeby odnalezienia pewnych wartości a przede wszystkim osoby, która pomoże odnaleźć poszukiwane cnoty. Całość ubrana w barwny monolog. „Chciałbym Cię spotkać” to fantazja na temat pięknej kobiety, potrzeby obcowania z nią. Można by długo pisać a mnogość interpretacji zaskoczyłaby nie jedną panią polonistkę. Myślę, że żaden wymagający słuchacz nie będzie zawiedziony. Flow nie powala, dość monotonne, nie ma tutaj miejsca na jakieś eksperymenty czy modulację głosu. Słuchacz przez to skupiony jest przede wszystkim na tym o czym a nie jak mówi raper.

Ciekawostka przyrodnicza: Tymon przez wiele lat pisał recenzje gier dla znanego miesięcznika „CD Action” – nie wiem jednak, czy dziś się tym jeszcze trudni.

Reasumując: „Oddycham smogiem” to dzieło spójne, ciężkie, przepełnione różnego rodzaju smaczkami, które odkrywamy dopiero po kilku przesłuchaniach. Nie jest to płyta skierowana do konserwatywnych hip-hopowców, bo tych zapewne ona nie przyciągnie. Jednocześnie jest to muzyka, która może się podobać nie tylko zwolennikom czarnej muzyki „gadanej”. Autorem wyśmienitej okładki jest Forin, nie wyobrażam sobie lepszego coveru dla tego wydawnictwa.

sobota, 12 września 2009

Tak to słyszę. #1 [KERO-ONE "Early Believers"]

Jak pisałem wcześniej; stałem się szczęśliwym posiadaczem najnowszego dzieła pana znanego jako „KERO-ONE”. „Early Believers” – bo tak nazywa się jego najnowsze LP, to jego drugi solowy album, wydany 3 lata po oficjalnym debiucie. Gościnnie na albumie pojawią się takie osobistości jak Ohmega Watts czy też Ben Westbeech. Na „Early Believers” natchnąłem się stosunkowo niedawno. Usłyszałem singlowy kawałek „Keep Pushin’” który oczarował mnie swoją lekkością, i choć płyta miała premierę już w kwietniu tego roku, to dopiero teraz miałem przyjemność w całości ją usłyszeć.

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że będzie to moja pierwsza recenzja, która otworzy nowy cykl w którym postaram się pisać o płytach, które zrobiły na mnie jakieś wrażenie (pozytywne lub negatywne). Ważna zasada: będą to jedynie albumy które znajdują się w mojej płytotece (ahh jak to dumnie brzmi!), także nie koniecznie będą to „gorące nowości”. Kolejna zasada: nie będę wystawiał żadnych jakoś wyskalowanych ocen. Postaram się pisać wyłącznie o płytach które mam w formie mierzonej w calach - czyli na winylu. To chyba tyle w gwoli wstępu.

KERO-ONE to DJ, producent i raper w jednej osobie. Mogłoby się wydawać; stosując popularna maksymę: „jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego”. Nie w tym przypadku. KERO, na „Early Believers” jawi się przede wszystkim jako producent i raper, jest autorem aż 10 spośród 12 podkładów.

Muzycznie EB to twór wyważony, niezwykle wysmakowany. Znajdziemy tutaj mocne samplowane bity jak „Welcome To The Bay”, „This Life Ain’t Mine” czy komponowane od podstaw - jak wcześniej wspomniane „Kepp Pushin’”. Bity choć nie są jakimiś banger’ami to kiwają głową. Strasznie ucieszyła mnie obecność licznych break’ów perkusyjnych które nawiązują do klasycznych podkładów. Przeważającym instrumentem jest tutaj gitara, która jest wszechobecna, i to ona w głównej mierze dodaje polotu i lekkości. Choć sam nie jestem zwolennikiem gitar, to przyznam, że tutaj brzmią bardzo przekonująco. Jak już pisałem; muzyka jest lekka, energiczna, ale nie brak też momentów z mocniejszym uderzeniem jak chociażby genialny podkład w „Lets Just Be Friends”. Brzmienie EB jest „ciepłe”, i to jest także potężna zaletą tego albumu, ponieważ przy innym masteringu płyta mogłaby nie mieć takiej głębi jaką de facto ma.

Rap. Choć KERO-ONE nie zabija swoim flow, to płynie. Płynie w swoim tempie, luźno, to czuć i (co ważne) ten luz udziela się słuchaczowi. Na tę chwilę jest to rap jaki najbardziej cenie w dzisiejszym świecie raperów którzy poza „techniką” i „morderczym flow” nie widzą nic. Raper porusza tematy różne i mogłoby się wydawać banalne, jednak dotyczące każdego. Mamy tu trochę o przyjaźni, o muzyce, o miłości, przyszłości, życiu i przeznaczeniu. Wszystko opowiedziane energicznie bez przerw na „zamułę”. Goście również świetnie się spisali, pięknie uzupełniając materiał.

„Early Believers” to album spójny, łączący nowoczesną aczkolwiek delikatną elektronikę z klasycznymi samplami czy też całymi loopami perkusyjnymi, które podkreślają hip-hop’owy charakter produkcji. Muzyka wręcz „pulsuje” nie pozwalając słuchaczowi na nudę. EB to jedna z tych płyt, którą najlepiej słucha się latem, jednak i na jesień jest to świetna pozycja, rzucająca nieco słońca podczas ponurych, pochmurnych dni. Minusy? Ciężko jest mi się dopatrzeć, na siłę nie będę wymyślał. Serdecznie polecam wszystkim fanom dobrej muzyki – płyta dla każdego kto ceni dobre brzmienie. Niżej prezentuję teledysk do „Keep Pushin’”.

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Obczyzna a ojczyzna.



Przez jedenaście dni lipca przebywałem wraz z rodziną we Włoszech. Cóż wiele widziałem, każdy dzień był po brzegi wypełniony atrakcjami. Oczywiście najwięcej zobaczyłem w Rzymie, piękne miasto, które ciągle żyje. Nie ważne czy jest to upalny dzień czy gorąca noc, zawsze wszędzie jest pełno ludzi i jeszcze więcej skuterów. Swoja drogą ciekawe jest to, że wszyscy jeżdżą tam „jak chcą” nie respektując żadnych przepisów ruchu drogowego. Znak „Stop” w ogóle jest traktowany jakby go nie było a „Zakaz wjazdu” jest dokładnie odwrotnie rozumiany. Mimo wszystko jest tam dużo większa kultura jazdy niż u nas. Ostatnio ktoś mi powiedział, że przepisów można się nauczyć, można ich przestrzegać; ale kultury jest ciężko się nauczyć. Cóż - to prawda. Noo ale do czego zmierzam i w ogóle po co o tym piszę?

Generalnie zadziwiło mnie pozytywne podejście do życia ludzi których tam spotkałem. To niesamowite i niezwykle budujące gdy widzi się uśmiechniętych ludzi dookoła. Uśmiech? Czy to kwestia tego, że tam ciągle świeco słońce? Chyba nie. Nikt tam się nie przejmuje klasycznym już u nas „a co ludzie powiedzą”; tam takie hasło nie istnieje. Każdy robi to co mu się podoba, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Co prawda ja – jako Polak podchodziłem do niektórych rzeczy nieco sceptycznie. Tak. Panie nie grzeszą tam urodą a panowie są nieco zniewieściali. Taki styl widocznie tam panuje, i to jedyne z czym nie mogłem się oswoić hehe. Jednak w czym tkwi problem narodu polskiego? Kiedyś ktoś powiedział: „Nasz Naród jest piękny, tylko Ludzie są ch**owi”. Niestety to prawda. Jesteśmy strasznie zakompleksionym narodem. Wystarczy przejść się ulicą i widać, że „każdy ma tutaj jakąś misję” jak to ujął Ace. Taka prawda, ludzie są zabiegani, zamyśleni, z masą problemów na głowie. Jasne. Nie jest łatwo a może nawet czasami bywa ciężko, jednak sam po sobie widzę, że część problemów które mam - stwarzam sobie sam; nie wiedzieć czemu w sumie. W niczym to nie pomaga. Sami tworzymy sobie w głowach jakieś sztuczne granice. Dlatego apeluję Narodzie mój ukochany! Podnieś głowę i zamiast w ziemię, patrz w niebo! Bądźmy dumni z tego, że jesteśmy zdrowi, że żyjemy w wolnym kraju ze wspaniałą historią i tradycjami. Zacznijmy cieszyć się z „małych” rzeczy. Uśmiechajmy się częściej. Największym naszym problemem jest wszechobecna zawiść; gdy przysłowiowemu Kowalskiemu wiedzie się lepiej. Trzeba się tego wyzbyć, strasznie dużo przez to tracimy... Dobra nie wiem skąd u mnie taki moralizator. Musiałem to napisać.

Wracając do Rzymu. Poza wspaniałymi zabytkami i mentalnością ludzi dostrzegłem tam również wszechobecny hip-hop. Chociażby b-boy’e tańczący na kartonach pod samym Colloseum. Oczywiście nie tylko zabytki architektoniczne mnie interesowały jak to ujął Ostry na Jazzurekcji „Pi***ol zabytki, mnie znajdziesz na winylach” – poszukiwałem antykwariatów. Nie było łatwo, jednak w końcu znalazłem, niestety nie było możliwości odsłuchu żadnej płyty a i ojro miałem mało, to mogłem sobie pozwolić jedynie na tzw. pewniaka. Kupiłem album po prostu jako kolejny do kolekcji, choć wchodziłem do sklepu z przeświadczeniem, żeby znaleźć coś do samplingu. Kupiłem Cool & The Gang „Something Special” (1LP). Bardzo dobry zakup; mam chociaż przy czym się wyluzować wieczorami : ).

Ok. Napisałem o tym; o czym chciałem. Podsumowując, było świetnie choć w Polsce najlepiej się czuję i nie chciałbym nigdy się stąd wyprowadzić; bo mimo naszych wad, jest tutaj coś, czego próżno szukać w innych krajach. Ciężko to opisać słowami, każdy to uczuje inaczej.

poniedziałek, 6 lipca 2009

Wakacje!

Haa, wakacje można śmiało uznać za rozpoczęte. Tak! Za oknem piękna pogoda, trawnik rozrasta się na dobre (to akurat nie jest dobra nowina), i rozpoczął się sezon grillowy (czytaj: codziennie chodzę pijany). Cóż, robię nic, ale chyba mi się należy! Hmmm… ale zaraz zaraz w sumie to nie jest do końca tak, że nic nie robię – a jak już czymś się zajmuję, to jest to picie. W żadnym wypadku!
Wczoraj byłem u znajomego po winyle, w sobotę inny koleś pożyczył mi parę wosków, także jest z czego ciąć i robić dobry rap. Pierwsze efekty już widać, bo oto ja, po długiej przerwie sieknąłem bit. Bit który mogę spokojnie uznać za dobry. Głowa się buja i buzia się cieszy. Czegoż więcej potrzeba? Jeszcze nie wiem jak potoczą się dalsze losy tego bitu, noo ale na pewno nie będzie długo leżał.

Jakby tego było mało, to już w najbliższy piątek wybieram się po kolejną partię czarnych płyt. Tym razem jedziemy na Berlin. Nie znam zbyt dobrze niemieckiego, no ale liczę iż „muzyka jest językiem wszechświata”.

Warto dodać iż stałem się szczęśliwym posiadaczem wosku 7” – JuNouMi z kawałkami „Młoda Fokka” oraz „Rewolucja”. Wykonawców nie muszę chyba przytaczać. Wiadomo o kim mowa.
Jeżeli chodzi o to czego ostatnio słucham; to nie będę oryginalny, oczywiście nowa Ortega oraz nowy Drumz. Z tym, że Ortega w ciągu dnia, natomiast Pan Daniel już po zmroku hehe.

Teraz ciekawostka przyrodnicza. Otóż Dziwnówek wychodzi na przeciw oczekiwaniom rodziców i postanawia „hip-hop” zaszczepić ich pociechom. Tak tak, jedyne takie miejsce w którym tętni zajawka i na bank w tle lecą jakieś klasyki. Jesteś prawilnym hip-hopowcem? Masz dzieciaka? Sprawdź to!