Ostatnio byłem w klubie z przyjaciółmi. Z grzeczności i
szacunku dla tegoż klubu nie napisze jak się nazywa. Powiem tylko, że to szczeciński
klub, popularny a jego nazwę wymyślił Gepetto (ot ciekawostka!). Byłem już
pijany, a jak jestem pijany to w pierwszej fazie staję się wrażliwy. Czasami
wrażliwość zostaje zastąpiona agresją a niekiedy włącza się mędrzec. Różnie.
Tym razem zadziałała nadmierna wrażliwość z domieszką agresji. Moja nadmierna
wrażliwość dotyczy zazwyczaj tego co wydobywa się z głośników. Raz zostałem
usunięty z lokalu gdy wdałem się w dyskusję z „djem”, który puszczał numery „na
zamówienie”. Można było mu dać kasę, on wówczas działał jak odtwarzacz mp3.
Próbowałem mu w jakiś sposób wyjaśnić, że źle robi, że gdyby ktoś chciał muzykę
na zamówienie, to postawiłby w tym miejscu szafę grającą. Moje argumenty nie
docierały do niego i chyba go złapałem za ramię w geście pojednania oczywiście,
wówczas pan ochroniarz wskazał mi drzwi...
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Słuchacz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Słuchacz. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 12 lutego 2012
czwartek, 29 września 2011
iTunes Polska
Wczoraj (nieoficjalnie jeszcze) Apple uruchomił platformę
iTunes w Polsce. Wielu posiadaczy urządzeń z nadgryzionym jabłkiem w logo, zapewne
bardzo to ucieszyło. Uruchomienie tego sklepu w polskiej wersji jest
równoznaczne z otworzeniem bramki do setek milionów (!) legalnych plików
muzycznych oraz wielu seriali, filmów pełnometrażowych, teledysków oraz
audiobook’ów.
Możliwe będzie oczywiście kupowanie całych albumów jak i pojedynczych
tracków. Przyznam nigdy nie korzystałem z iTunes’a, nie posiadam żadnego
urządzenia ze stajni Apple, ale uruchomienie owej platformy w naszym kraju
bardzo mnie cieszy, ponieważ wiele osób będzie miało dostęp do legalnej muzyki;
tym bardziej, że iTunes jest potentatem w tej branży. Sprzedali już około 15
miliardów (!!!) plików muzycznych na całym świecie.
środa, 14 września 2011
Woo!(na)
Dziś miała miejsce niespodziewana premiera drugiego singla z
nadchodzącego albumu Łony i Webbera - „Cztery i pół” (premiera 30.09.11). Singiel nosi tytuł "To nic nie znaczy". Łonson
kolejny raz wspiął się na wyżyny; zawieszając kolegom z rapowego podwórka poprzeczkę
jeszcze wyżej(!). Czy jest ktoś w tym kraju kto może mu dorównać?
Patrząc
obiektywnie: Flow Łony jest mocne, techniczne aczkolwiek bez „fajerwerków” – w Polsce znajdzie się kilku mc o nieco
bardziej „morderczym” sposobie rzucania wersów; jego głos nie jest specjalnie
charakterystyczny (niegdyś często mylony z Fiszem). Co więc wyróżnia tego
szczecińskiego nawijacza? Otóż teksty! To właśnie one od zawsze są znakiem
rozpoznawczym dla tego pana. Adam (prawdziwe imię Łony) porusza tematy oryginalne
a nawet te pozornie oklepane potrafi przedstawić w niebanalny sposób.
Najnowszy
singiel to typowo „łonowy” (jakkolwiek to nie brzmi) banger. Raper jest poważniejszy
niż na pierwszym czy drugim krążku co nie oznacza, że radosny optymista w nim
umarł. Tenże optymista po prostu dorósł!
piątek, 23 lipca 2010
"Kwestia gustu" - czyli czym jest gust muzyczny?
Na wstępie chciałbym zaznaczyć iż poniższy tekst jest oparty o moje osobiste doświadczenia i niewątpliwie posiada subiektywny wydźwięk.
Każdy człowiek, niezależnie od płci, pochodzenia, wykształcenia czy majętności posiada jakiekolwiek, chociażby najmniejsze preferencje muzyczne. Jedni lubują się w mocnych, elektrycznych rytmach, inni cenią spokojne brzmienie a jeszcze inni oczekują od muzyki urzekającego przekazu. Jednak skąd bierze się tak zwany „gust muzyczny” i czymże on jest? Jasne, wiem „o gustach się nie dyskutuje”, dlatego też chciałbym skupić się na jego istocie, na tym co wpływa na indywidualne postrzeganie muzyki, w jaki sposób wyrabiamy sobie zdanie na temat tego czego słuchamy i czym to dla nas jest.
Istnieje pewna teoria mówiąca o tym, że pierwsze dźwięki dobiegają do nas jeszcze przed naszym przyjściem na świat a dokładniej kilka miesięcy przed narodzeniem. Nie wiem ile jest w tym prawdy i czy faktycznie przez „brzuch mamy” coś słychać, ale ja osobiście jestem zwolennikiem tej teorii. To tak samo jak z rozmawianiem czy puszczaniem muzyki roślinom. Ponoć gdy mówimy do nich, czy raczymy muzyką - one odwdzięczają nam się dorodniejszymi owocami. Wracając do tematu – nasz gust zaczyna kształtować się już w czasie naszego dzieciństwa a największy wpływ na jego wczesną formę mają oczywiście rodzice i najbliżsi, na których już wykształcone gusta jesteśmy najzwyczajniej skazani. W pierwszych latach naszego życia musimy słuchać tego czego słucha np. nasza mama - skutkuje to tym, że albo w przyszłości pokochamy te nagrania albo je znienawidzimy. Ja po prostu mam sentyment do kawałków które serwowała mi DJ mama, choć nie były to jakieś wyszukane numery. No dobra, jako małe szkraby nie myślimy o tym, że są inne gatunki muzyczne albo, że coś jest słabe czy dobre, z dwóch oczywistych powodów – po pierwsze - nie mamy jako takiego odniesienia a po drugie – po prostu nas to nie obchodzi – i słusznie! Gdy byłem mały to ważniejsze było ratowanie świata a jedyna muzyka jaka mi towarzyszyła to ta ośmiobitowa generowana przez gry TV.
Mamy powiedzmy 11 lat. Z pierwszej fazy naszego dzieciństwa pamiętamy Super Mario Bros i szlagiery typu „Coco Jambo” (myślę, że moje pokolenie tak bynajmniej ma). Pojawiają się szkolne znajomości, świadome znajomości. Nasza świadomość ogólnie zalicza progres i zaczynamy słuchać muzyki, w opozycji do zwyczajnego „słyszenia muzyki”, które to obchodzi się bez echa. Gdy tylko uwolniliśmy się z pod jarzma rytmów narzucanych nam przez rodziców, wpadamy w sidła naszych pierwszych kolegów i koleżanek. To okres gdy najbardziej jesteśmy podatni wszelkim modom, trendom i towarzystwu. Słuchamy takiej muzyki, jakiej słuchają nasi kumple, bo jest „kul”. Ja miałem na tyle pecha, że moja świadomość muzyczna musiała dojrzewać podczas gdy największe sukcesy święciła Britney Spears czy Ricky Martin. Miałem też to szczęście, że starszy brat mojego kumpla namiętnie katował pierwszy album K44, który mimo, że nie był stricte rapowym albumem, to dał jakąś alternatywę. Także w moim wypadku niewątpliwie klasyczny czynnik „starszego kolegi z sąsiedztwa” odegrał istotną rolę na drodze kształtowania upodobań muzycznych.

OK. Mamy 21 lat, jesteśmy dorośli dla świata. Czy jesteśmy na tyle dojrzali by móc się uderzyć w pierś i powiedzieć dumnie: „tak, ja cenię taką i taką muzykę, na pewno i zawsze!” Myślę, że nie. Jest to taki czas gdy nie podlegamy na tyle innym by dać sobie cokolwiek wciskać, a jednocześnie potrafimy być na tyle poważni by nie zamykać się na jeden gatunek. To okres gdy jesteśmy nieco bardziej otwarci, mamy już poczucie, że słuchamy jakieś konkretnej muzyki. Mamy wyrobione zdanie na temat tejże muzyki, odniesienie, wiemy w jakiej konwencji najlepiej się czujemy - mamy swój „guścik”. Uważam, że mimo wszystko za wcześnie by mówić, że posiadamy wyrobiony, wyszlifowany gust muzyczny. Gustu „uczymy” się tak naprawdę całe życie.
Dobrze, więc wychodzi na to, że swoje pierwsze kroki; zanim staniemy się „wybornymi słuchaczami”, stawiamy z pomocą rodziców i znajomych, dopiero później „my” mamy na to jakikolwiek wpływ. Czy faktycznie możemy jeszcze jakoś wpłynąć na kreowanie swojego gustu? Tak, choć nie zawsze! Często jest tak, że mało nas obchodzi to czego słuchamy bo słuchamy „wszystkiego”. To „syndrom radiowy”, choć może bardziej syndrom „The Best Of” – czyli mamy numery które lubimy a są one zlepkiem muzyki różnej. „Syndrom radiowy” różni się tym, że pokochamy każdą piosenkę, wystarczy, że usłyszymy ją 100 razy w ciągu dnia.
Jak widać istnieje wiele czynników wpływających na to jakiej muzyki słuchamy i jak ją odbieramy, to w jaki sposób wypracujemy sobie swój styl zależy wyłącznie od nas i jest to - jak już wcześniej pisałem - kwestia indywidualna. W dążeniu do odnalezienia własnego muzycznego „ja”, istotne jest to by nie dać się zwariować i słuchać muzyki a nie gatunków. Nikt z nas nie żyje w hermetycznym świecie i zawsze ktoś będzie miał wpływ na nasz gust, jednak czy ten wpływ będzie miał wydźwięk pozytywny czy negatywny; zależy już wyłącznie od nas i być może to właśnie umiejętność przebierania w muzyce i zdolność dokonywania decyzji słusznych jest właśnie czymś co popularnie nazywa się gustem muzycznym a sam gust nie jest cechą stałą lecz skazaną na ewolucję; stąd tak ciężko sprecyzować jego jednoznaczną definicję.
sobota, 10 kwietnia 2010
Prawilny słuchacz
Temat stary jak Świat, oklepany jak auto z Niemiec - robione w Polsce, a dotyczy prawionego polskiego rap słuchacza. Właśnie przemogłem się i obejrzałem (w całości!) teledysk (?) Pejowca, klip (nie to faktycznie za duże słowo) który jest ilustracją do kolejnego dissu na Tedeusza. Nie śledzę dokładnie tego całego beefu, bo zarówno jedna jak i druga strona konfliktu mnie nie rajcuje. Dlaczego więc obejrzałem owe wideo? Otóż zachęciły mnie do tego komentarze na Youtube. "Zjada Tedego stylem", "klasa", "Peja mistrzem". Pytanie samo się nasuwa. Kim są ci ludzie? Bo nie wierzę, że jest to ten "margines" do którego ponoć Peja (i inni prawilni) kieruje swoje numery. Margines nie ma stałego dostępu do neta. Generalnie moje spostrzeżenia nie dotyczą wyłącznie jednego numeru poznańskiego rapera. Ostatnie kilka jego albumów jest po prostu oparte na tym samym schemacie (właściwie to tylko "na legalu" jest naprawdę dobrym wydawnictwem - choć może to sentyment?). To nie jest ten rap w którym się zakochałem. To jakiś prostacki bełkot frustrata w średnim wieku.
To samo tyczy się Firmy, PTP, i innych Wilków (nie liczę domorosłych składów typu Waszka G, bo to prosi już o pomstę do Nieba). Kim więc jest statystyczny prawilny odbiorca tego typu muzyki? Bo z jednej strony mamy grupę społeczną która faktycznie „reprezentuje biedę” (materialną i mentalną) a z drugiej strony (co jest całkowicie dla mnie niezrozumiałe) dzieciaki z „dobrych domów” (to chyba wszyscy ci z dostępem do neta). Tych pierwszych jestem jeszcze w stanie zrozumieć. Tych drugich zaś kompletnie nie pojmuję (to jeden z tych momentów gdy rodzice uderzają się w pierś pytając „gdzie popełniliśmy błąd?!). Błąd gdzieś nastąpił po drodze. I nie zwalajmy tutaj winy na system szkolnictwa czy wychowanie; choć to drugie w dużym stopniu wpływa na nasz światopogląd. Moim zdaniem ludzie „utożsamiający” się z tego typu rapem, to przede wszystkim dzieciaki z rodzin, gdzie nigdy nic nie brakowało a „uliczne życie” znają tylko z GTA. Uliczny rap to taka wersja demo, czegoś nielegalnego; czegoś co wzbudza ciekawość. Poza tym jest łatwy w odbierze więc ciężko się dziwić, że najczęściej słuchacze tego typu muzyki wiodą prym również w „klubach” gdzie dumnie rozbrzmiewają „manieczki”.
Uliczny rap kiedyś był kierowany wyłącznie do ludzi którzy „coś” przeżyli i którym faktycznie teksty zawarte w trackach dodawały otuchy. Umówmy się. Prawilny rap też może być dobry, choć jego poziom (w sumie to całego rapu w Polsce) leci na łeb na szyję. Nie potrafię w całości przesłuchać nawet jednego numeru z nurtu ulicznego, a teledyski przyprawiają mnie o atak śmiechu. Teksty oparte na czasownikach, kwadratowe flow (flow? to także za duże słowo) i w większości słabe bity. Nurt uliczny muzyki rapowej miał pokrzepiać ciemiężonych, dać kopa energii/motywacji. W Polsce to poszło w złą stronę i namawia on jedynie do nienawiści, nie propagując przy tym żadnych pozytywnych wartości. Jest wtórny i nie tyle co prosty co prostacki. Ile - na Boga - można nawijać jak to jest źle i, że wszyscy dookoła są źli a tylko prawilny słuchacz to dobry chłopak, „będzie dobrze, dzieciak” nie wystarczy. Jak ma być dobrze, skoro taka nawijka tylko pogrąża człowieka a przecież nie o to tu chodzi.
Ciężko więc się dziwić przeciętnemu Kowalskiemu, że ma Hip-Hop za kulturę szczeniactwa i anarchii. Patrząc na rap poprzez pryzmat kolejnego klipu Dixon37 czy Hemp Gru – nie trudno wysnuć radosne wnioski typu: „aha więc to jest ten cały hip-hop”.
Subskrybuj:
Posty (Atom)