Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fuszerka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fuszerka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 12 lutego 2012

DJ Odtwarzacz

Ostatnio byłem w klubie z przyjaciółmi. Z grzeczności i szacunku dla tegoż klubu nie napisze jak się nazywa. Powiem tylko, że to szczeciński klub, popularny a jego nazwę wymyślił Gepetto (ot ciekawostka!). Byłem już pijany, a jak jestem pijany to w pierwszej fazie staję się wrażliwy. Czasami wrażliwość zostaje zastąpiona agresją a niekiedy włącza się mędrzec. Różnie. Tym razem zadziałała nadmierna wrażliwość z domieszką agresji. Moja nadmierna wrażliwość dotyczy zazwyczaj tego co wydobywa się z głośników. Raz zostałem usunięty z lokalu gdy wdałem się w dyskusję z „djem”, który puszczał numery „na zamówienie”. Można było mu dać kasę, on wówczas działał jak odtwarzacz mp3. Próbowałem mu w jakiś sposób wyjaśnić, że źle robi, że gdyby ktoś chciał muzykę na zamówienie, to postawiłby w tym miejscu szafę grającą. Moje argumenty nie docierały do niego i chyba go złapałem za ramię w geście pojednania oczywiście, wówczas pan ochroniarz wskazał mi drzwi...

piątek, 21 stycznia 2011

Parada dup i cycków

Nie lubię większości stacji radiowych, baa; praktycznie w ogóle nie korzystam z odbiornika radiowego. Nie słucham radia z wiadomych powodów. Bo czego tam słuchać? Noo czasami trafi się jakiś ciekawy program publicystyczny. Muzyka? To wymarły gatunek, mający niewiele wspólnego z przeciętną, ogólnopolską stacją radiową.Oczywiście są wyjątki, ale one tylko potwierdzają regułę.

niedziela, 12 września 2010

Festiwal w Opolu, "Płyta Hip-Hop" - czyli elo Opole!


Trwa 47. Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej, festiwal który wśród Polaków cieszy się niebywałym zainteresowaniem i sympatią. Jego prestiż był wypracowywany przez wiele, lat; nie dziwi więc fakt z jaką pompą jest on zawsze organizowany. Wczoraj odbyło się wręczanie tzw. „Superjedynek” -  nagród przyznawanych przez publiczność drogą głosowania, nagród wprowadzonych bodajże w roku 2000. Jakie gusta Polaków są, to słychać; jednak taki jest charakter tego festiwalu, przez lata (niestety) poziom prezentowanej tam muzyki nieco obniżył loty. Jednak nie to będzie tematem moich wywodów, o gustach się nie dyskutuje, choć w sumie o gustach pisałem.

Nigdy nie interesowała mnie zbytnio ów impreza bo cytując klasyka: „Polska muzyka rozrywkowa mogłaby nie istnieć”. Jednak wczoraj zrobiłem wyjątek ze względu na kategorię „Płyta Hip-hop” (swoją drogą powinno być „Płyta Rap”). Sam nie wiem czy interesowało mnie bardziej kto z nominowanych wygra (Eldo vs Tede, trochę Giżycko II), czy jak zareaguje publika, jak prowadzący potraktują „hip-hopowców”.

Cóż, wygrał Tede, ja liczyłem na Eldokę; jednak patrząc obiektywnie Jacek wypadł lepiej mając wsparcie „żywych” instrumentów. W pierwszej chwili byłem przekonany, że pani wręczająca nagrodę po słowach o „wadze słów” wskaże na Eldo - w końcu to nasz rapowy Mickiewicz! Wygrał Tede, zrobił lepsze wrażenie, ja albumu „Note2” nie znam na tyle dobrze, więc się nie wypowiadam.

Do czego zmierzam? Do tego co się działo podczas zapowiedzi raperów i chwilę przed wręczeniem nagrody. Hitem było wspomnienie „hip-hopowców” którzy już wygrywali w Opolu. Między innymi „Mezo” czy „Verba”; śmiech na backstage – bezcenny. Kto się śmiał? Stawiam na Mesa albo Tedego.

Będąc przy Mesie - występ 2Cztery7 a dokładnie Pjusa - bo to o niego chodziło, był – delikatnie mówiąc – do dupy. Z całym szacunkiem dla Karola, który ma liczne problemy zdrowotne i wczoraj w lekkiej niedyspozycji było jego gardło – nie powinien wystąpić. To co pokazał nie brzmiało. Chłopaki z zespołu ratowali jego występ refrenem.

Wracając do festiwalu, hip-hopowców potraktowano znów po macoszemu z jednej strony nie dziwię się – taki wizerunek mają, luźnych gości w jeszcze luźniejszych spodniach. Jednak babka wchodząca na scenę (poważna prezenterka), witająca się ze wszystkimi słowami „elo, joł” – jest lekki policzkiem, (uśmiechy na twarzach raperów mówiły „więcej niż tysiąc słów”). W moim twierdzeniu, że raperów mają za głupków – zazwyczaj; utwierdził fakt, że Drumz z Eldoką mieli jakieś 3 minuty próby! Wynikało to z opóźnień organizacyjnych festiwalu, ale wszyscy powinni mieć tyle czasu ile potrzebują (jak zabierać czas to wszystkim). Podobnej sytuacji doświadczyłem niedawno sam podczas festiwalu ku pamięci Grzegorza Ciechowskiego na którym graliśmy z Ace’m i Bertem. Zamiast przepisowych 20 minut dali nam niecałe 8 na dwa numery. Ależ byłem wpieniony bo próba wyszła jak wyszła. Ta sama sytuacja: „aaa to przygłupi hip-hopowcy, przecież to nawet nie muzyka, po co im próby” – ja tak to odczułem.

Czekając na wyżej opisaną kategorię muzyczną przypadkowo obejrzałem całą wczorajszą imprezę i prawda jest taka, że - nic nowego nie usłyszałem, miałem wrażenie, że grali jakieś stare numery a to po prostu tracki którymi normalny człowiek rzyga, bo są przewijane w stacjach radiowych 100 razy dziennie.

Chcę zwrócić także uwagę na pana o pseudonimie „Czesław Śpiewa”, był nominowany w kategorii „Płyta Pop”- co też jest nierozumieniem; organizatorzy sugerowali się chyba tytułem jego ostatniego albumu. Czesław nie miał szans na zwycięstwo z Chylińską, która była w swojej kategorii a Czesław swoim występem wykraczał daleko poza ramy szeroko rozumianej muzyki Pop. To tak jak z tymi „hip-hopowcami” z poprzednich edycji opolskiego festiwalu - nominowani w nie swojej kategorii. Mimo to pan Czesław zrobił na mnie piorunujące wrażenie, jednak to co pokazał nie mogło wygrać na tego typu festiwalu.

Reasumując, Festiwal w Opolu mimo jego licznych wad jest potrzebny; jest już trochę w nas zakorzeniony; jednak poziom muzyki jaka jest prezentowana z roku na rok gwałtownie spada. Mam wrażenie, że organizatorzy nie wysilają się a jedynym wyznacznikiem są puste stacje radiowe. Choć obecność Eldoki w tym roku była miłym zaskoczeniem, może coś się zmieni?



Numer który zaprezentował Eldo podczas Festiwalu.


UPDATE: Pod tym linkiem znajdziecie wywiad z Tede przeprowadzony chwilę przed występem w Opolu, warto się z nim zapoznać, rozmawiał Tomasz Siemek.

czwartek, 8 lipca 2010

Kultura zjada swój ogon!

Od pewnego czasu obserwuję u siebie swojego rodzaju „otwarcie głowy”. Nie wiem czy to tylko „dni otwarte” czy  ten stan mi pozostanie. Do czego zmierzam? Otóż jeszcze kilka lat temu słuchałem wyłącznie rapu, wyłącznie polskiego i wyłącznie czysto-rapowanego, opartego na określonych, typowych dla rapu standardach. Później przyszedł czas poszerzania horyzontów, zagłębiłem się nieco w pojęciu „czarnej muzyki”. Cieszy mnie to niezmiernie, ponieważ poznałem wielu wspaniałych wykonawców jazzowych czy soulowych na których wcześniej byłem zupełnie zamknięty.

Jakiś czas temu, słuchając audycji Pana Hirka Wrony natchnąłem się na zespół „Poluzjanci”; dziwnym trafem kilka dni wcześniej emitowany był odcinek Kuby Wojewódzkiego w którym to ów Kuba gościł drugiego Kubę – wokalistę wcześniej wspomnianego zespołu. Ów historia jest tym bardziej intrygująca, że ja nie jestem fanem Pana Wojewódzkiego i nie oglądam jego „szoł”, a los tak chciał, że przelotnie usłyszałem Badacha. Wryło mnie w fotel! Usłyszałem prawdziwą muzykę, na którą byłem tak długo głuchy.


Dziś przeglądałem MySpace, czytałem biografie różnych domorosłych raperów i producentów. Wniosek? Już nie mówię o tym, że słowa takie jak „klika”, „skład”, „ekipa” – powinny być zakazane. Nie potrafię tego opisać, ale poczułem, że to nie moja bajka. Nie rozumiem już tych nagrań gdzie głównym bohaterem jest przesterowany wokal a jednym usprawiedliwieniem jest tekst typu „wiesz to demo”. Oczekuję od muzyki czegoś więcej niż tylko jednostajnie uderzających bębnów czy dudniących basów – nawet w przypadku tej rapowanej – bo potrafi  być ona ambitna i zaskakująca. Jest w tym nutka hipokryzji, gdyż sam nigdy nie popisałem się niczym wykraczającym jakoś specjalnie poza opisany schemat, jednak poczułem, że brnę w ślepy zaułek i, że jeżeli nie zmienię drogi to prędzej czy później popadnę w jakąś muzyczną rutynę.

Środowisko hip-hopowe to chyba najbardziej zawistne środowisko wśród wszystkich współczesnych subkultur. To normalne, gdyż wynika bezpośrednio z czystego współzawodnictwa na którym kultura hip-hopowa jest przecież oparta. U nas – w Polsce – przybrało to jednak jakieś chore rozmiary i znaczenie. Na forach anonimowi kolesie prześcigają się we wzajemnym dissowaniu a swoje „cru” – choćby nie wiem jak słaby numer nagrało – wychwalają pod niebiosa. Konserwatywni hip-hopowcy boją się zgłębić inne gatunki muzyczne; bo nie wypada? Bo tylko rap się liczy a reszta to gówno? Sam tak kiedyś miałem – to jest złe.

Z czego to wynika? Moim zdaniem z tego, że dzisiejszy słuchacz muzyki rapowanej jest mało wymagający (nie mówiąc już o tym, że słuchacz dziś w ogóle jest mało wymagający) słucha wszystkiego co mu się podsunie – najlepiej niech to będzie proste i ładnie "opakowane"; toteż twórcy niewiele od siebie wymagają. Mamy zalew gniotów z których ciężko jest wyłowić coś wartościowego. Sam już nie wiem czy więcej jest tych co tworzą czy tych co słuchają rapu. Z jednej strony to dobrze – niby mamy większy wybór, każdy znajdzie coś dla siebie. Z drugiej zaś strony – to błędne koło które powoduje regres.

Apeluję! Wymagajmy od siebie więcej i otwórzmy się na nowe rzeczy!

A na deser panowie prawilniacy:


Ogień!

sobota, 10 kwietnia 2010

Prawilny słuchacz

Temat stary jak Świat, oklepany jak auto z Niemiec - robione w Polsce, a dotyczy prawionego polskiego rap słuchacza. Właśnie przemogłem się i obejrzałem (w całości!) teledysk (?) Pejowca, klip (nie to faktycznie za duże słowo) który jest ilustracją do kolejnego dissu na Tedeusza. Nie śledzę dokładnie tego całego beefu, bo zarówno jedna jak i druga strona konfliktu mnie nie rajcuje. Dlaczego więc obejrzałem owe wideo? Otóż zachęciły mnie do tego komentarze na Youtube. "Zjada Tedego stylem", "klasa", "Peja mistrzem". Pytanie samo się nasuwa. Kim są ci ludzie? Bo nie wierzę, że jest to ten "margines" do którego ponoć Peja (i inni prawilni) kieruje swoje numery. Margines nie ma stałego dostępu do neta. Generalnie moje spostrzeżenia nie dotyczą wyłącznie jednego numeru poznańskiego rapera. Ostatnie kilka jego albumów jest po prostu oparte na tym samym schemacie (właściwie to tylko "na legalu" jest naprawdę dobrym wydawnictwem - choć może to sentyment?). To nie jest ten rap w którym się zakochałem. To jakiś prostacki bełkot frustrata w średnim wieku.

To samo tyczy się Firmy, PTP, i innych Wilków (nie liczę domorosłych składów typu Waszka G, bo to prosi już o pomstę do Nieba). Kim więc jest statystyczny prawilny odbiorca tego typu muzyki? Bo z jednej strony mamy grupę społeczną która faktycznie „reprezentuje biedę” (materialną i mentalną) a z drugiej strony (co jest całkowicie dla mnie niezrozumiałe) dzieciaki z „dobrych domów” (to chyba wszyscy ci z dostępem do neta). Tych pierwszych jestem jeszcze w stanie zrozumieć. Tych drugich zaś kompletnie nie pojmuję (to jeden z tych momentów gdy rodzice uderzają się w pierś pytając „gdzie popełniliśmy błąd?!). Błąd gdzieś nastąpił po drodze. I nie zwalajmy tutaj winy na system szkolnictwa czy wychowanie; choć to drugie w dużym stopniu wpływa na nasz światopogląd. Moim zdaniem ludzie „utożsamiający” się z tego typu rapem, to przede wszystkim dzieciaki z rodzin, gdzie nigdy nic nie brakowało a „uliczne życie” znają tylko z GTA. Uliczny rap to taka wersja demo, czegoś nielegalnego; czegoś co wzbudza ciekawość. Poza tym jest łatwy w odbierze więc ciężko się dziwić, że najczęściej słuchacze tego typu muzyki wiodą prym również w „klubach” gdzie dumnie rozbrzmiewają „manieczki”.

Uliczny rap kiedyś był kierowany wyłącznie do ludzi którzy „coś” przeżyli i którym faktycznie teksty zawarte w trackach dodawały otuchy. Umówmy się. Prawilny rap też może być dobry, choć jego poziom (w sumie to całego rapu w Polsce) leci na łeb na szyję. Nie potrafię w całości przesłuchać nawet jednego numeru z nurtu ulicznego, a teledyski przyprawiają mnie o atak śmiechu. Teksty oparte na czasownikach, kwadratowe flow (flow? to także za duże słowo) i w większości słabe bity. Nurt uliczny muzyki rapowej miał pokrzepiać ciemiężonych, dać kopa energii/motywacji. W Polsce to poszło w złą stronę i namawia on jedynie do nienawiści, nie propagując przy tym żadnych pozytywnych wartości. Jest wtórny i nie tyle co prosty co prostacki. Ile - na Boga - można nawijać jak to jest źle i, że wszyscy dookoła są źli a tylko prawilny słuchacz to dobry chłopak, „będzie dobrze, dzieciak” nie wystarczy. Jak ma być dobrze, skoro taka nawijka tylko pogrąża człowieka a przecież nie o to tu chodzi.

Ciężko więc się dziwić przeciętnemu Kowalskiemu, że ma Hip-Hop za kulturę szczeniactwa i anarchii. Patrząc na rap poprzez pryzmat kolejnego klipu Dixon37 czy Hemp Gru – nie trudno wysnuć radosne wnioski typu: „aha więc to jest ten cały hip-hop”.