czwartek, 8 lipca 2010

Kultura zjada swój ogon!

Od pewnego czasu obserwuję u siebie swojego rodzaju „otwarcie głowy”. Nie wiem czy to tylko „dni otwarte” czy  ten stan mi pozostanie. Do czego zmierzam? Otóż jeszcze kilka lat temu słuchałem wyłącznie rapu, wyłącznie polskiego i wyłącznie czysto-rapowanego, opartego na określonych, typowych dla rapu standardach. Później przyszedł czas poszerzania horyzontów, zagłębiłem się nieco w pojęciu „czarnej muzyki”. Cieszy mnie to niezmiernie, ponieważ poznałem wielu wspaniałych wykonawców jazzowych czy soulowych na których wcześniej byłem zupełnie zamknięty.

Jakiś czas temu, słuchając audycji Pana Hirka Wrony natchnąłem się na zespół „Poluzjanci”; dziwnym trafem kilka dni wcześniej emitowany był odcinek Kuby Wojewódzkiego w którym to ów Kuba gościł drugiego Kubę – wokalistę wcześniej wspomnianego zespołu. Ów historia jest tym bardziej intrygująca, że ja nie jestem fanem Pana Wojewódzkiego i nie oglądam jego „szoł”, a los tak chciał, że przelotnie usłyszałem Badacha. Wryło mnie w fotel! Usłyszałem prawdziwą muzykę, na którą byłem tak długo głuchy.


Dziś przeglądałem MySpace, czytałem biografie różnych domorosłych raperów i producentów. Wniosek? Już nie mówię o tym, że słowa takie jak „klika”, „skład”, „ekipa” – powinny być zakazane. Nie potrafię tego opisać, ale poczułem, że to nie moja bajka. Nie rozumiem już tych nagrań gdzie głównym bohaterem jest przesterowany wokal a jednym usprawiedliwieniem jest tekst typu „wiesz to demo”. Oczekuję od muzyki czegoś więcej niż tylko jednostajnie uderzających bębnów czy dudniących basów – nawet w przypadku tej rapowanej – bo potrafi  być ona ambitna i zaskakująca. Jest w tym nutka hipokryzji, gdyż sam nigdy nie popisałem się niczym wykraczającym jakoś specjalnie poza opisany schemat, jednak poczułem, że brnę w ślepy zaułek i, że jeżeli nie zmienię drogi to prędzej czy później popadnę w jakąś muzyczną rutynę.

Środowisko hip-hopowe to chyba najbardziej zawistne środowisko wśród wszystkich współczesnych subkultur. To normalne, gdyż wynika bezpośrednio z czystego współzawodnictwa na którym kultura hip-hopowa jest przecież oparta. U nas – w Polsce – przybrało to jednak jakieś chore rozmiary i znaczenie. Na forach anonimowi kolesie prześcigają się we wzajemnym dissowaniu a swoje „cru” – choćby nie wiem jak słaby numer nagrało – wychwalają pod niebiosa. Konserwatywni hip-hopowcy boją się zgłębić inne gatunki muzyczne; bo nie wypada? Bo tylko rap się liczy a reszta to gówno? Sam tak kiedyś miałem – to jest złe.

Z czego to wynika? Moim zdaniem z tego, że dzisiejszy słuchacz muzyki rapowanej jest mało wymagający (nie mówiąc już o tym, że słuchacz dziś w ogóle jest mało wymagający) słucha wszystkiego co mu się podsunie – najlepiej niech to będzie proste i ładnie "opakowane"; toteż twórcy niewiele od siebie wymagają. Mamy zalew gniotów z których ciężko jest wyłowić coś wartościowego. Sam już nie wiem czy więcej jest tych co tworzą czy tych co słuchają rapu. Z jednej strony to dobrze – niby mamy większy wybór, każdy znajdzie coś dla siebie. Z drugiej zaś strony – to błędne koło które powoduje regres.

Apeluję! Wymagajmy od siebie więcej i otwórzmy się na nowe rzeczy!

A na deser panowie prawilniacy:


Ogień!

7 komentarzy:

Patrycja Antonina pisze...

W sumie dla mnie to wulgarna muzyka dla ludzi, którym się wydaje, że są zwierzętami stadnimy, a ich naturalne środowisko to blokowisko. Ke-ke. Człowiek trudny jest do określenia, piosenki są bezpośrednie, głupie iii oprócz Łony chyba "rozmowa" i z dwie piosenki Kalibra nie spotkałam się z mądrymi tekstami ;) Chwilowo nie mogę przesłuchać filmików z twojej notki

Unknown pisze...

Droga Patrycjo! Ja jako apologeta kultury hip-hopowej namawiam Cię do zmiany poglądu, gdyż nie ma co uogólniać. Mój wpis dotyczy konkretnego problemu, jednak Hip-Hop posiada wiele uroków, których być może nie odkryłaś. Opierasz się na stereotypach, choć nie dziwię Ci się.

Namawiam Cię do przesłuchania kawałków Łony, Eldo, Dinal, Ortega Cartel czy Jimsona - a to tylko niektóre warte uwagi postacie.

Pozdrawiam!

Patrycja Antonina pisze...

Chyba powinnam powiedzieć, że od 1,5roku jestem z facetem, który słucha tylko hip-hopu? Eldo? Mamrocze pod nosem, ma nieciekawy głos, nijaki akcent i chyba ma problem z wymową... Reszty nie kojarzę, ale oceniam, że pewnie w aucie się przewinęli. Ty mnie namawiasz, on wyznaje zasadę, że jego pokój, jego auto, jego nauka, mój pokój, mój laptop. :)

Lite pisze...

Propsuję wpis, sporo racji.

Witalij - U Call That Love pisze...

Trafne spostrzeżenie. W tym miejscu można dokonać pewnej parafrazy - gdzie się podziali tamci raperzy, producenci, prawdziwi słuchacze? Przy sukcesywnym obniżaniu się średniego wieku przeciętnego słuchacza polskiego rapu na łeb, na szyję lecą pozostałe rzeczy w tym związane z jedną na samym czele - wiedzą. Bez tego elementu nadal będziemy otrzymywać zalew badziewia i będziemy taplać się w popelinie.

PS. Panowie od HWDP na drugim z załączonych filmów zostali skutecznie uciszeni.

bibi88bibi pisze...

Hmm, wydaje mi się, że przesadzacie. Nie ma co "nawoływać" innych do słuchania rapu, w tym samemu trzeba się zakochać :) A czy teraz wychodzą słabe płyty? Pewnie je tak odbieramy bo jesteśmy starsi i bardziej wymagający, kiedyś muzyka miała być tylko "fajna", teraz ma mieć to "coś" w sobie jak nasza druga połówka. No i stare kawałki kojarzymy ze wspomnieniami, przez co zawsze miło się ich słucha.
Ja po prostu ignoruję typów pokroju "jp na osiemnaścieprocentelorap" i inne "hwdp". Nadal wychodzą dobre płytki i widać, że powoli ta "prawdziwa" scena chce wykurzyć tych wszystkich tępych gniotów :>

Unknown pisze...

Zgadzam się bibi, masz rację. Jest w tym dużo sentymentu. Wraz z wiekiem jesteśmy bardziej osłuchani i co za tym idzie bardziej wymagający. Trafnie!