poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Obczyzna a ojczyzna.



Przez jedenaście dni lipca przebywałem wraz z rodziną we Włoszech. Cóż wiele widziałem, każdy dzień był po brzegi wypełniony atrakcjami. Oczywiście najwięcej zobaczyłem w Rzymie, piękne miasto, które ciągle żyje. Nie ważne czy jest to upalny dzień czy gorąca noc, zawsze wszędzie jest pełno ludzi i jeszcze więcej skuterów. Swoja drogą ciekawe jest to, że wszyscy jeżdżą tam „jak chcą” nie respektując żadnych przepisów ruchu drogowego. Znak „Stop” w ogóle jest traktowany jakby go nie było a „Zakaz wjazdu” jest dokładnie odwrotnie rozumiany. Mimo wszystko jest tam dużo większa kultura jazdy niż u nas. Ostatnio ktoś mi powiedział, że przepisów można się nauczyć, można ich przestrzegać; ale kultury jest ciężko się nauczyć. Cóż - to prawda. Noo ale do czego zmierzam i w ogóle po co o tym piszę?

Generalnie zadziwiło mnie pozytywne podejście do życia ludzi których tam spotkałem. To niesamowite i niezwykle budujące gdy widzi się uśmiechniętych ludzi dookoła. Uśmiech? Czy to kwestia tego, że tam ciągle świeco słońce? Chyba nie. Nikt tam się nie przejmuje klasycznym już u nas „a co ludzie powiedzą”; tam takie hasło nie istnieje. Każdy robi to co mu się podoba, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Co prawda ja – jako Polak podchodziłem do niektórych rzeczy nieco sceptycznie. Tak. Panie nie grzeszą tam urodą a panowie są nieco zniewieściali. Taki styl widocznie tam panuje, i to jedyne z czym nie mogłem się oswoić hehe. Jednak w czym tkwi problem narodu polskiego? Kiedyś ktoś powiedział: „Nasz Naród jest piękny, tylko Ludzie są ch**owi”. Niestety to prawda. Jesteśmy strasznie zakompleksionym narodem. Wystarczy przejść się ulicą i widać, że „każdy ma tutaj jakąś misję” jak to ujął Ace. Taka prawda, ludzie są zabiegani, zamyśleni, z masą problemów na głowie. Jasne. Nie jest łatwo a może nawet czasami bywa ciężko, jednak sam po sobie widzę, że część problemów które mam - stwarzam sobie sam; nie wiedzieć czemu w sumie. W niczym to nie pomaga. Sami tworzymy sobie w głowach jakieś sztuczne granice. Dlatego apeluję Narodzie mój ukochany! Podnieś głowę i zamiast w ziemię, patrz w niebo! Bądźmy dumni z tego, że jesteśmy zdrowi, że żyjemy w wolnym kraju ze wspaniałą historią i tradycjami. Zacznijmy cieszyć się z „małych” rzeczy. Uśmiechajmy się częściej. Największym naszym problemem jest wszechobecna zawiść; gdy przysłowiowemu Kowalskiemu wiedzie się lepiej. Trzeba się tego wyzbyć, strasznie dużo przez to tracimy... Dobra nie wiem skąd u mnie taki moralizator. Musiałem to napisać.

Wracając do Rzymu. Poza wspaniałymi zabytkami i mentalnością ludzi dostrzegłem tam również wszechobecny hip-hop. Chociażby b-boy’e tańczący na kartonach pod samym Colloseum. Oczywiście nie tylko zabytki architektoniczne mnie interesowały jak to ujął Ostry na Jazzurekcji „Pi***ol zabytki, mnie znajdziesz na winylach” – poszukiwałem antykwariatów. Nie było łatwo, jednak w końcu znalazłem, niestety nie było możliwości odsłuchu żadnej płyty a i ojro miałem mało, to mogłem sobie pozwolić jedynie na tzw. pewniaka. Kupiłem album po prostu jako kolejny do kolekcji, choć wchodziłem do sklepu z przeświadczeniem, żeby znaleźć coś do samplingu. Kupiłem Cool & The Gang „Something Special” (1LP). Bardzo dobry zakup; mam chociaż przy czym się wyluzować wieczorami : ).

Ok. Napisałem o tym; o czym chciałem. Podsumowując, było świetnie choć w Polsce najlepiej się czuję i nie chciałbym nigdy się stąd wyprowadzić; bo mimo naszych wad, jest tutaj coś, czego próżno szukać w innych krajach. Ciężko to opisać słowami, każdy to uczuje inaczej.

1 komentarz:

Unknown pisze...

też miałem przyjemność zwiedzić w tym roku włochy, i na prawde hip-hopu nie było nigdzie xD skłoniło mni to do przemyśleń 'czy oni w ogóle mają tu rap?'