sobota, 12 września 2009

Tak to słyszę. #1 [KERO-ONE "Early Believers"]

Jak pisałem wcześniej; stałem się szczęśliwym posiadaczem najnowszego dzieła pana znanego jako „KERO-ONE”. „Early Believers” – bo tak nazywa się jego najnowsze LP, to jego drugi solowy album, wydany 3 lata po oficjalnym debiucie. Gościnnie na albumie pojawią się takie osobistości jak Ohmega Watts czy też Ben Westbeech. Na „Early Believers” natchnąłem się stosunkowo niedawno. Usłyszałem singlowy kawałek „Keep Pushin’” który oczarował mnie swoją lekkością, i choć płyta miała premierę już w kwietniu tego roku, to dopiero teraz miałem przyjemność w całości ją usłyszeć.

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że będzie to moja pierwsza recenzja, która otworzy nowy cykl w którym postaram się pisać o płytach, które zrobiły na mnie jakieś wrażenie (pozytywne lub negatywne). Ważna zasada: będą to jedynie albumy które znajdują się w mojej płytotece (ahh jak to dumnie brzmi!), także nie koniecznie będą to „gorące nowości”. Kolejna zasada: nie będę wystawiał żadnych jakoś wyskalowanych ocen. Postaram się pisać wyłącznie o płytach które mam w formie mierzonej w calach - czyli na winylu. To chyba tyle w gwoli wstępu.

KERO-ONE to DJ, producent i raper w jednej osobie. Mogłoby się wydawać; stosując popularna maksymę: „jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego”. Nie w tym przypadku. KERO, na „Early Believers” jawi się przede wszystkim jako producent i raper, jest autorem aż 10 spośród 12 podkładów.

Muzycznie EB to twór wyważony, niezwykle wysmakowany. Znajdziemy tutaj mocne samplowane bity jak „Welcome To The Bay”, „This Life Ain’t Mine” czy komponowane od podstaw - jak wcześniej wspomniane „Kepp Pushin’”. Bity choć nie są jakimiś banger’ami to kiwają głową. Strasznie ucieszyła mnie obecność licznych break’ów perkusyjnych które nawiązują do klasycznych podkładów. Przeważającym instrumentem jest tutaj gitara, która jest wszechobecna, i to ona w głównej mierze dodaje polotu i lekkości. Choć sam nie jestem zwolennikiem gitar, to przyznam, że tutaj brzmią bardzo przekonująco. Jak już pisałem; muzyka jest lekka, energiczna, ale nie brak też momentów z mocniejszym uderzeniem jak chociażby genialny podkład w „Lets Just Be Friends”. Brzmienie EB jest „ciepłe”, i to jest także potężna zaletą tego albumu, ponieważ przy innym masteringu płyta mogłaby nie mieć takiej głębi jaką de facto ma.

Rap. Choć KERO-ONE nie zabija swoim flow, to płynie. Płynie w swoim tempie, luźno, to czuć i (co ważne) ten luz udziela się słuchaczowi. Na tę chwilę jest to rap jaki najbardziej cenie w dzisiejszym świecie raperów którzy poza „techniką” i „morderczym flow” nie widzą nic. Raper porusza tematy różne i mogłoby się wydawać banalne, jednak dotyczące każdego. Mamy tu trochę o przyjaźni, o muzyce, o miłości, przyszłości, życiu i przeznaczeniu. Wszystko opowiedziane energicznie bez przerw na „zamułę”. Goście również świetnie się spisali, pięknie uzupełniając materiał.

„Early Believers” to album spójny, łączący nowoczesną aczkolwiek delikatną elektronikę z klasycznymi samplami czy też całymi loopami perkusyjnymi, które podkreślają hip-hop’owy charakter produkcji. Muzyka wręcz „pulsuje” nie pozwalając słuchaczowi na nudę. EB to jedna z tych płyt, którą najlepiej słucha się latem, jednak i na jesień jest to świetna pozycja, rzucająca nieco słońca podczas ponurych, pochmurnych dni. Minusy? Ciężko jest mi się dopatrzeć, na siłę nie będę wymyślał. Serdecznie polecam wszystkim fanom dobrej muzyki – płyta dla każdego kto ceni dobre brzmienie. Niżej prezentuję teledysk do „Keep Pushin’”.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Właśnie natknęłam się na ten album i jestem zaskoczona, że w tych czasach wciąż można natknąć się na coś wartościowego. Dodatkowo płytka sprawdza się również w zimowe dni, bo wywołuje pozytywne uczucia w człowieku. Tego mi było trzeba! :) Pozdrawiam Ania