poniedziałek, 18 października 2010

To był koncert! Poluzjanci w Szczecinie.

W sobotę w szczecińskim klubie „Patio” odbył się koncert zespołu Poluzjanci. Panowie ostatni koncert zagrali w Szczecinie pięć lat temu, jak tym razem wypadli? Nie wiem, nie byłem na ich występie przed pięcioma laty. Mogę tylko napisać jak było tym razem...

Impreza była zapowiadana na godzinę 21:00, obstawiałem, że koncert rozpocznie się około godziny 22:00; jednak muzycy pojawili się na scenie dopiero po godzinie 23… Już przed 9PM ludzie tłumnie szturmowali front klubu z obawy o brak miejsc. Klub jest dość mały – obawy jak najbardziej uzasadnione; mimo to chyba wszyscy fani żądni muzyki Poluzjantów mogli uczestniczyć w koncercie. Miejsca nie zabrakło aczkolwiek było dość ciasno.

Kuba Badach
Około godziny 23:15 zaczął się występ najlepszych sesyjnych muzyków w tym kraju. Moim zdaniem w pełni zasłużyli na to miano, ich muzyka na żywo jeszcze bardziej elektryzuje a poszczególni członkowie zespołu rozumieją się ze sobą bez słów. <To się nazywa „chemia” tak?> Podczas niemal dwugodzinnego koncertu zagrali numery ze swoich wszystkich płyt; dwóch płyt. „Playlista” była świetnie skomponowana numery starsze przeplatały się z tymi nowszymi, wolniejsze z szybszymi itd. Oczywiście Poluzjanci byli otwarci na wszelkie propozycje ze strony publiczności, która początkowo była nieco ospała. Pan Kuba Badach (wokalista zespołu przyp.) oświadczył w dość sympatyczny sposób, że nie pamięta wszystkich tekstów i za wszelkie wpadki przeprasza.

Wielkim zaskoczeniem był dla mnie swoisty pokaz umiejętności poszczególnych członków zespołu, w sposób improwizowany grali oni swoje solówki. Największe wrażenie zrobił na mnie Robert Luty, swoją solówką na perkusji po prostu wgniótł wszystkich w ziemię. Grzegorz Jabłoński (który, jak się dowiedziałem pochodzi ze Szczecina) nie pozostał dłużny i swoją improwizacją na klawiszach rozbijał szyby i burzył mury – piękna sprawa! Każdy z panów jakoś mnie zaskoczył, Marcin Górny, klawiszowiec ma dość sympatyczny głos, mógłby śmiało śpiewać, gitarzyści natomiast świetnymi riffami prezentowali swoje znakomite umiejętności.

Kontakt zespołu z publicznością był bardzo dobry, swobodny dialog między sceną a widownią był naturalny i bardzo spontaniczny. Jest jedna rzecz która mnie chyba najbardziej urzekła…

Poluzjanci
Na twarzach poszczególnych muzyków było widać czystą pasję i serce do muzyki, dawali się oni jej ponieść, co udzielało się również widzom. Bardzo szanuję i cenię ludzi z pasją, którzy robią coś bo po prostu to kochają. Tutaj ta miłość była oczywista i wręcz emanowała; zarażała pozytywną energią, vibe’m i tym czymś czego nie potrafię nazwać. Jedyny minus występu to akustyka sali w której event się odbywał, Kuba nawet o tym wspominał, muzyka było nieco tłumiona przez niski sufit i tłum ludzi pod sceną, no ale na to już nikt nie miał wpływu i chyba nie było to aż tak istotne.

Wyszedłem z koncertu z uśmiechem na twarzy, czy jest lepsza rekomendacja tego wydarzenia?

PS. Przepraszam za brak zdjęć, muzyka pochłonęła mnie na tyle, że nie wykonałem żadnej fotografii.


Brak komentarzy: